piątek, 28 grudnia 2012

Dragon and tiger (Toradora!)

Sayuri przedstawia: Toradora!


Razem z Ayame miałyśmy spory problem z rozstrzygnięciem, która ma napisać recenzję Toradory. Wypadło jednak na mnie, gdyż romanse...jakby to ująć...to tak jakby moja broszka ^^ Ale żeby nie przedłużać... Wystawiłam już całą masę pozytywnych recenzji, ale tak się składa, że jakiejkolwiek miłosnej historii z udziałem genialnych bohaterów po prostu zhańbić nie mogę. Tak było i tym razem. Na samym wstępie widzimy jak Ryūji Takasu rozpoczyna drugi rok nauki w liceum. Wszyscy dookoła postrzegają go za młodocianego przestępcę zważywszy na jego wygląd i specyficzne, dość odstraszające spojrzenie. Mimo to chłopak ma naprawdę przyjazne usposobienie. To jednak nie ma znaczenia, bo tak czy inaczej, wszyscy chcą mieć z nim jak najmniej wspólnego. Na szczęście Ryūji trafia do klasy razem ze swoim najlepszym kumplem - Yūsaku Kitamurą. Tego dnia poznaje również pewną (wydawałoby się totalnie niepozorną), niziutką dziewczynę, która na dzień dobry wita go uderzeniem z pięści prosto w twarz. Taiga Aisaka od dawana uchodziła w szkole za jednego z największych awanturników, a Ryūji z pewnością boleśnie się o tym przekonał. Na samym początku tą dwójkę łączy raczej niezbyt pozytywne uczucie, jednak wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy dowiadują się o swoich skrytych, nie do końca odwzajemnionych miłościach. Taiga kocha się w przyjacielu Ryūji'ego - Kitamurze, a Ryūji natomiast w przyjaciółce Taigi - Minori. Oboje postanawiają pomóc sobie w zdobyciu uczucia ich ukochanych osób. I co dzieje się dalej? No właśnie, dalej zmuszam do samodzielnego oglądania. Osobiście cały czas byłam zdezorientowana, bo nie wiedziałam już kto kogo kocha, a kogo nie, tworzyłam milion wersji zakończeń, i trzymałam tylko kciuki by wyszło na moje. No i wyszło na całe szczęście :3 Trochę szkoda, że tak późno, no ale ważne, że jednak. Co do bohaterów - Taiga wymiata, Ryūji to idealny kandydat na męża dla każdej dziewczyny, Minori mnie wkurzała, o Kitamurze to nawet nie wspomnę, do Ami nic w sumie nie miałam, mimo, że na początku jej wręcz nie znosiłam. Koniec końców polubiłam tylko tych głównych, no ale cóż zrobić. Jak zwykle na koniec powiem moje odwieczne słowa - polecam bardzo, bardzo, bardzo. 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz