Razem z Ayame miałyśmy spory problem z rozstrzygnięciem, która ma napisać recenzję Toradory. Wypadło jednak na mnie, gdyż romanse...jakby to ująć...to tak jakby moja broszka ^^ Ale żeby nie przedłużać... Wystawiłam już całą masę pozytywnych recenzji, ale tak się składa, że jakiejkolwiek miłosnej historii z udziałem genialnych bohaterów po prostu zhańbić nie mogę. Tak było i tym razem. Na samym wstępie widzimy jak Ryūji Takasu rozpoczyna drugi rok nauki w liceum. Wszyscy dookoła postrzegają go za młodocianego przestępcę zważywszy na jego wygląd i specyficzne, dość odstraszające spojrzenie. Mimo to chłopak ma naprawdę przyjazne usposobienie. To jednak nie ma znaczenia, bo tak czy inaczej, wszyscy chcą mieć z nim jak najmniej wspólnego. Na szczęście Ryūji trafia do klasy razem ze swoim najlepszym kumplem - Yūsaku Kitamurą. Tego dnia poznaje również pewną (wydawałoby się totalnie niepozorną), niziutką dziewczynę, która na dzień dobry wita go uderzeniem z pięści prosto w twarz. Taiga Aisaka od dawana uchodziła w szkole za jednego z największych awanturników, a Ryūji z pewnością boleśnie się o tym przekonał. Na samym początku tą dwójkę łączy raczej niezbyt pozytywne uczucie, jednak wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy dowiadują się o swoich skrytych, nie do końca odwzajemnionych miłościach. Taiga kocha się w przyjacielu Ryūji'ego - Kitamurze, a Ryūji natomiast w przyjaciółce Taigi - Minori. Oboje postanawiają pomóc sobie w zdobyciu uczucia ich ukochanych osób. I co dzieje się dalej? No właśnie, dalej zmuszam do samodzielnego oglądania. Osobiście cały czas byłam zdezorientowana, bo nie wiedziałam już kto kogo kocha, a kogo nie, tworzyłam milion wersji zakończeń, i trzymałam tylko kciuki by wyszło na moje. No i wyszło na całe szczęście :3 Trochę szkoda, że tak późno, no ale ważne, że jednak. Co do bohaterów - Taiga wymiata, Ryūji to idealny kandydat na męża dla każdej dziewczyny, Minori mnie wkurzała, o Kitamurze to nawet nie wspomnę, do Ami nic w sumie nie miałam, mimo, że na początku jej wręcz nie znosiłam. Koniec końców polubiłam tylko tych głównych, no ale cóż zrobić. Jak zwykle na koniec powiem moje odwieczne słowa - polecam bardzo, bardzo, bardzo.
piątek, 28 grudnia 2012
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Holy, holy night...
Tym razem brak kolejnej recenzji z mojej strony. Tak sobie teraz siedzę przy komputerze i wzięło mnie na napisanie takich małych głupotek o wszystkim i o niczym. Dzisiaj wigilia, jednak tym razem jakoś szczególnie nie odczuwam tej całej świątecznej atmosfery, którą tak ubóstwiam. Przez cały czas nic tylko albo gram w gry MMO (Star Wars Old Republic, DC Universe Online <- te dwie polecam gorąco) albo oglądam anime. Czyli jak na normalnego nołlajfa przystało… Jednak nic nie przynosi mi żadnej frajdy, bo doszłam do wniosku, że cały czas się czymś martwię, mimo, że nie do końca wiem czym. A kiedy się nie martwię, to martwię się, że się nie martwię. <kill yourself silly girl> Tak, ja jestem pełna takich sprzeczności. Po pierwsze chcę oznajmić, że od pewnego czasu wszystko mnie nienaturalnie irytuje i mam niepochamowaną chęć wybycia z tej planety np. na księżyc. Co zatem mnie tak bardzo denerwuje? Hmmm… mogłabym napisać długą listę tych wkurzających rzeczy, ale ona prawdopodobnie nie miałaby końca. A zaczęłabym chyba od ludzi z mojej szkoły. Nie wiem jak tam jest u Was, ale w mojej szkole istnieje parę, że tak to nazwę „klas”, począwszy od ambitnych faszonistek na zbuntowanych rockmenkach kończąc. Kiedy patrzę na te wszystkie jednolite gęby to robi mi się nie dobrze. Możliwe, że jestem hejterem. Tak, to jest bardzo prawdopodobne. Jednak trochę przygnębia mnie fakt, że każdy musi się dopasować do którejś z tych klas, bo w przeciwnym razie zostanie outsiderem. Czyli np. taka ja.
Pewnego razu w szkole zobaczyłam dziewczynę, prawdopodobnie z młodszego rocznika. Miała na swojej kostce mnóstwo przypinek. Kiedy na ułamek sekundy w oczy rzuciła mi się malutka podobizna Feliksa na tle polskiej flagi, a za nim cała reszta hetaliowych bohaterów, zwyczajnie nie mogłam uwierzyć. Zrobiło mi się cieplej na sercu, że istnieje ktoś jeszcze, możliwe, że z taką samą, nienormalną obsesją jak ja. Ilekroć ją widzę, wgapiam się tylko w te słodziusie przypinki i czuję jak ogarnia mnie zazdrość. Moja droga, kompletnie nie znana mi dziewczyno - jeśli to kiedyś przeczytasz, to chcę Ci tylko powiedzieć, że twoje przypinki wymiatają ;) Oczywiście nie podeszłabym do Ciebie i nie palnęła z grubej rury „Hej, też lubisz Hetalię?”, bo to byłoby co najmniej dziwne.
To chyba wszystko, co chciałam z siebie wyrzucić. Cholercia, są święta a ja tak smęcę… Zatem życzymy Wam razem z Ayame wesołych świąt. No i oby nowy rok był lepszy od poprzedniego ;)
piątek, 21 grudnia 2012
Super Peace Busters (Ano Hana)
Sayuri przedstawia: Ano hi mita hana no namae wo bokutachi wa mada shiranai
Cóż to za
długaśny tytuł? Dowiedziałam się, że w wolnym tłumaczeniu na język angielski
oznacza "The Flower We Saw That Day".
Głównym bohaterem jest tutaj Yadomi Jinta, który spędził większość swojego
dzieciństwa w gronie najlepszych przyjaciół pod nazwą "Super kolesie
niosący pokój". Niestety pewnego dnia na wskutek wypadku dziewczynka
imieniem Menma (a właściwie Meiko) traci życie. Wtedy paczka się rozpada,
a więzi między bohaterami kompletnie zanikają. Jednak parę lat później duch
Menmy nawiedza Jintan'a prosząc by spełnił jej życzenie. W sumie to nie mam
stuprocentowej pewności czy jest to jej duch czy co, jednak widzi ją jedynie
Jintan i tylko on może się z nią porozumiewać. Nikt właściwie nie wie czemu
Menma pojawiła się po tylu latach i co tak właściwie trzyma ją na ziemi. Mamy
tu pewną powtórkę z Kobato, jeśli ktoś wcześniej czytał moją recenzję. Wiele motywów jest tutaj podobnych, jak np. samo usposobienie obu bohaterek czy fakt, że obie wzięły się na ziemi nie wiadomo skąd i chcą spełnić swoje życzenie. Anime dobre do obejrzenia kiedy
nie ma się nic konkretnego do roboty. Można się z nim uwinąć w jeden dzień,
ponieważ jest króciutkie i lekkie. W dodatku ze wzruszającą historią.
Bohaterowie też okazali się ciekawi. Jest to także jedno z niewielu anime, w
których polubiłam wszystkich bez wyjątku. Jednak moje serce należy do Menmy,
która jest po prostu najsłodszym maleństwem jakie kiedykolwiek widziałam.
Dosłownie chodzący cukiereczek, nic tylko przytulić *w* Czytałam różne opinie
na temat Ano Hana. Wielu zarzuca temu anime sztuczną melodramatyczność. Nie
wiem o co chodzi, mnie ono naprawdę szczerze wzruszyło i wystawiam bardzo
pozytywną ocenę ^^
piątek, 14 grudnia 2012
Jesteśmy Japończykami! (Code Geass: Lelouch of the Rebellion)
Ayame prezentuje Code Geass: Lelouch of the Rebellion
Czytałam kiedyś, że anorektycznym licealistom nie
powinno się dawać tajemniczych mocy bo przejmą świat. Coś w tym jest,
szczególnie jeśli mowa o Code Geass. W 2010 roku Święte Imperium Brytanii
wypowiedziało Japonii wojnę. Siły Brytanii użyły w niej nowej generacji -
roboty bojowe nazywane Knightmare Frame. Były to potężne maszyny sterowane
przez człowieka. Rzecz jasna, Japonia nie miała najmniejszych szans na obronę.
Od tamtej pory Imperium nadało jej miano "Area 11", jej mieszkańców
zaś Jedenastostrefowcami. Oczywiste jest, że zniewoleni Japończycy mieli po
jakimś czasie dość życia w gettach, w których byli likwidowani i dręczeni przez
wojska Imperium. Próbowali oni walczyć z okupantem, a w tę oto walkę został
wplątany niejaki uczeń liceum Lelouch Lamperouge, zwany przez najbliższych
Lulu. Spotyka on niezwykłą i tajemniczą zielonowłosą piękność. Lulu jak i jego
nowa przyjaciółka C.C. są intrygującymi postaciami, z każdym odcinkiem miałam
coraz większą ochotę na poznawanie ich życia i tego kim są. Tajemnicza C.C. do
tej pory mnie zadziwia, ona jest po prostu niezwykła. Ale mniejsza z tym,
wracajmy do wątku. Nasza kochana zielonowłosa daje Lelouchowi małe co nieco,
które może bardzo ułatwić życie w kontakcie z innymi i przekonania ich do
swojej racji. Lulu postanawia że będzie używał swojej nowej zabaweczki oraz
swojej niezwykłej inteligencji do wyzwolenia Japonii spod władzy Imperium. I
tak oto narodził się Zero - przywódca nad przywódcami, który nie ma sobie
równych. Reszta fabuły to właśnie wszelakie działania terrorystyczne kierowane
przeciwko Świętemu Imperium Brytanii. Anime to zaczęłam oglądać z zerowym, a
wręcz minusowym nastawieniem bo nie lubię żadnych historii, w których występują
walki robotów itp. Seria przykuła moją uwagę od pierwszego odcinka, spodobała
mi się od razu. Moje nastawienie sięgnęło zenitu i nic mnie nie mogło oderwać
od Code Geass i od słodkiego i trochę dziwnego Lulu. A właśnie! Zapomniałam
wspomnieć że występuje tu motyw dwóch przyjaciół z dawnych lat, którzy teraz
stanęli na przeciw siebie w obronie swoich racji. Chodzi tu o Leloucha i jego
przyjaciela Suzaku Kururugi - Japończyka służącego Imperium. Polecam zagłębić
się w to anime bo jest niesamowite, jak dla mnie. Zdradzę że ostatni odcinek
drugiej serii może doprowadzić do wielkiego potoku łez. To tyle. Code Geass nie
można opisać trzeba obejrzeć. To następnego razu ^.^
piątek, 7 grudnia 2012
Dango Family (Clannad)
Sayuri przedstawia: Clannad
Po rozczarowaniu jakie przeżyłam
oglądając Another, tym razem znów zacznę słodzić. Właściwie to nie miałam
zamiaru oglądać Clannad, gdyż zniechęcały mnie te dwa dość długie sezony.
Jednak przełamałam się i niedawno zakończyłam oglądanie obu serii. Ech…znów
przychodzi taki moment, kiedy nie wiem kompletnie co mam powiedzieć. Nienawidzę
autorów tego anime, że wywołali we mnie tak skrajne emocje. Pierwszy sezon to
właściwie delikatny romans z elementami dramaturgii, dość przyjazny, jednak
niczym nie zachwycający. Główny bohater Tomoya Okazaki żyje wraz z ojcem
alkoholikiem, który popadł w nałóg po śmierci jego matki. Jak można się
domyślić, z miastem w którym mieszka wiąże się wiele nieprzyjemnych wspomnień.
Jednak pewnego dnia w drodze do szkoły spotyka nieśmiałą dziewczynę – Nagisę
Furukawę, z którą zaczyna się
przyjaźnić, a tym samym znajduje powód, by chętniej uczęszczać do szkoły. Dalej mamy już praktycznie
tradycyjny schemat – opisywanie szkolnego życia z elementami nadprzyrodzonymi i
tajemniczymi wstawkami opowiadającymi o dziewczynie, która wraz z robotem żyje
w innym, kompletnie opustoszałym świecie. To chyba tyle. Obejrzałam ten sezon
głównie ze względu na sezon drugi, który nosi nazwę „Clannad: After Story”. No
właśnie…a tutaj jest znacznie „gorzej”. Jeszcze nic nie wstrząsnęło tak moją
psychiką jak przeżycia Okazaki’ego. Nie mieściło mi się w głowie jak los może
tak kogoś skrzywdzić. Nie będę spojlerować, powiem tylko, że wylałam morze łez
podczas oglądania. Anime sprawiło, że przez cały czas bolało mnie serce i
chciało mi się płakać. Właśnie dlatego zaliczam je do „ciężkich”. Musiało minąć
sporo czasu, żebym przestałam zadręczać się rozmyślaniem o tragicznych losach
bohaterów. Chwała Bogu, mamy jednak szczęśliwe zakończenie, które sprawiło, że kamień spadł mi z serca, ponieważ nie mogłam
pogodzić się z tym co obmyślili sobie autorzy. W całej historii bardzo polubiłam Nagisę, która z początku wydawała mi się nijaka, jednak później
okazała się wręcz przesympatyczna, Tomoyę, jego kumpla Sunoharę, czyli
główną przyczynę moich ataków śmiechu, rodziców Nagisy (a szczególnie jej ojca,
który dosłownie wymiatał), Fuko, oraz
córeczkę naszych zakochańców – Ushio <3 Reszta bohaterów (czyli właściwie
bohaterów żeńskich) to jak dla mnie totalna klapa. Ale czegoż mogłam się
spodziewać? Zawsze wnerwiają mnie laski, które stoją na drodze mojej ukochanej
parze ^^ Pozostałe kwestie bez zarzutów, polecam wszystkim, którzy chcą zająć
się czymś na najbliższy czas, bo Clannad na długo zapada w pamięć…
Subskrybuj:
Posty (Atom)